Quantcast
Channel: Ala ma kota
Viewing all 356 articles
Browse latest View live

Pupa Vamp! Definition Mascara

$
0
0
pupa-vamp-definition-mascara

Ostatnio mówiłam Wam, że częściej będę wrzucać recenzje tuszów do rzęs. Przy okazji wpisu o Cat Lashes od Burberry stwierdziłam, że trzeba Wam pokazać więcej tego typu produktów, którymi się zachwycam, bądź nie. 

Dzisiaj pogadam sobie o tuszu, do którego mam dość mieszane uczucia. Trudne jest określenie tutaj swojej opinii, bo najzwyczajniej w świecie nie do końca wiem, o czym myśleć. Pupa Vamp! Definition Mascara, to nowość marki, dostępna w perfumerii Douglas. Jej cena to 75zł. Już po samej nazwie łatwo jest wywnioskować, że ma ona zwiększać objętość rzęs.

pupa-vamp-definition-mascara

Ma wygodną, silikonową szczoteczkę, która nabiera idealną ilość produktu. Ma krótkie włoski, które rzeczywiście pozwalają na wygodną aplikację oraz precyzyjne rozczesanie rzęs. Jak widzicie na zdjęciu, koncentracja tuszu pojawia się na wysokości nasady rzęs. W tym miejscu produkt się przykleja najbardziej i sprawia, że rzęsy wyglądają na bardzo gęste. Niestety, nie mogę powiedzieć, że fenomenalnie je wydłuża, w tej kwestii brak efektów. 

Ale, kocham ją za brak osypywania oraz trzymanie podkręcenia przez cały dzień. Dosłownie cały dzień rzęsy są sprężyste i pięknie wywinięte.

pupa-vamp-definition-mascara

Jej dodatkowa zaleta? Świetny skład, który został przebadany oftalmologicznie i nadaje się dla osób o wrażliwych oczach oraz noszących soczewki. Dla mnie to plus, bo podczas wiosennych alergii muszę uważać na to, jak i czym robię makijaż.

Jest fajna solo, ale ja lubię jej używać w połączeniu z czymś, co daje mi świetne wydłużenie. W duecie wygląda znacznie lepiej.

pupa-vamp-definition-mascara

A jaka jest Wasza ulubiona maskara? Podoba Wam się efekt Pupa Vamp! Definition Mascara?
Dajcie znać w komentarzach!

MAKE-UP MENU: Fine(wine)

$
0
0

Cienie, których użyłam, to: Kakaowa Cegła, która wylądowała w załamaniu powieki. To tym kolorem postanowiłam rozetrzeć granice i sprawić, że makijaż pozostanie w ciepłych tonacjach. Marsala - tym kolorem, dosłownie odrobiną, zaznaczyłam zewnętrzny kącik. W całym makijażu jest tego odcienia niewiele, ale sądzę, że robi różnicę. Dzika Malina - to tak naprawdę mój cień główny. To nim zaznaczyłam całą ruchomą powiekę i to właśnie on został rozblendowany razem z Kakaową Cegłą by stanowić jedną całość. Nałożyłam go też na dolną powiekę, by jeszcze bardziej pogłębić efekt smokey. 


W wewnętrznym kąciku najpierw nałożyłam cień Sorbet, który jest brzoskwiniowo-różową pastelą, a następnie w to samo miejsce oraz na środek powieki (dolnej i górnej) nałożyłam palcem połyskujący cień marki Make Up Addiction w kolorze Persian Rose, który jest jednym z najpiękniejszych, mieniących się cieni, jakie kiedykolwiek widziałam (powiedziała Ala, która mówi tak o każdym cieniu, który się świeci :D ) 


Dopełnieniem całego looku była dla mnie króciutka kreska, zrobiona przy pomocy kredki Marca Jacobsa w kolorze Fine(wine). Sądzę, że fenomenalnie się tutaj zgrała z całą resztą. 

Makijaż w kolorach burgundu, który podkreśla niebieską tęczówkę oka, to coś idealnego dla mnie. Lubię sięgać po takie kolory i żałuję, że nie jestem zbyt odważna, by robić to bardziej na co dzień. 


Jak Wam się podoba taka propozycja?

Niedzielna pogadanka vol. 2 || Wiosna, laktoza i ulubione seriale

$
0
0

Cieszę się, że post z zeszłego tygodnia tak bardzo się Wam spodobał. Nie planuję - nadal - aby stworzyć serię coniedzielnych wpisów. Jednak, stwierdziłam że będę kuć żelazo póki gorące i będę pisać tak długo, jak starczy na to pomysłów i weny. Po co trzymać w sobie słowa, która łatwo można przenieść na papier. Nawet ten wirtualny. 

Ulubieńcy ostatnich tygodni i kilka przemyśleń, to post, który był niezwykle spontaniczny i uznałam, że tą spontanicznością będę się z Wami dzielić, jak tylko przyjdzie mi na to ochota. 


W tym momencie, w którym zaplanowałam publikację tego wpisu, pewnie zapitalam po Jasnych Błoniach z kawą w ręku. Albo lodami. Nie wiem, jeszcze nie podjęłam decyzji, co wolę :) W Szczecinie dopisuje nam ostatnio pogoda i bardzo się z tego powodu cieszę. Dość już miałam szarości i brzydoty deszczu. Wiosna, to moja ulubiona pora roku i jakoś tak zawsze szybko mi mija. W tym roku obiecałam sobie, że będę się nią cieszyć najbardziej, jak tylko dam radę.

Dlatego spacer po naszych krokusowych uliczkach, to coś, co cieszy nie tylko moje oczy, ale jakoś tak zawsze napawa mnie optymizmem. A tego ostatnio mi brak, dlatego posiłkuję się różnymi rzeczami, które będą w stanie mi zapewnić chociaż mały zastrzyk energii. 

Nie wiem, czy Wasze miasta też powoli się zielenią i zamieniają w kwiatowe krainy, ale Szczecin już na dobre powitał wiosnę. Czekam jeszcze aż zakwitną nam magnolie. Kocham ten moment, gdy wszystko budzi się do życia, gdy słońce budzi mnie rano i w końcu słychać śpiew ptaków. Nareszcie można powiedzieć, że mamy tę wiosnę. 


Za kawę ostatnio dam się pociąć. Dajcie mi proszę znać, co robicie, żeby nie mieć zjazdów w ciągu dnia. Wiadomo, najłatwiej jest się posiłkować małą czarną, ale trochę się obawiam, że piję jej za dużo i przestaje na mnie najzwyczajniej działać. Dlatego staram się ją ograniczać. 

Pominę fakt, że przez moją alergię na laktozę czasami ciężko mi wypić coś sensownego w kawiarni. Nie rozumiem, dlaczego mleko bez laktozy, czy sojowe, to wciąż rzadkość w kawiarniach (mówię o tych niszowych, Starbucks się nie liczy ;) ). Nie rozumiem też dlaczego muszę za nie dodatkowo dopłacać... Podczas, gdy koszt mleka bez laktozy w sklepie jest taki sam, jak mleka z laktozą... Ok, sojowe, ryżowe, migdałowe, te dobre jakościowo są droższe, ale szczerze? Uważam po prostu, że jest to swego rodzaju dyskryminacja i chamstwo.

Na szczęście coraz rzadziej spotykam się ze zdziwieniem lub wzrokiem politowania w takiej sytuacji. Dużo osób myśli/myślało, że nie piję zwykłego mleka, bo taka jest teraz moda. I nawet jeśli Wy nie pijecie zwykłego mleka dla mody - to polecam tę modę zostawić u siebie do końca życia. Człowiek nie trawi laktozy, a produkty mleczne, to siedlisko grzybów, które tworzą fantastyczną pleśń w jelitach. Cudownie :)  Osobiście, cierpię na całkiem sporą ilość alergii pokarmowych i tak sobie myślę, że w przypływie frustracji prędzej, czy później coś na ten temat napiszę. Może znajdzie się ktoś, kto boryka się z takimi samymi problemami, jak ja. 


Seriale ostatnich tygodni, to zdecydowanie kilka pozycji, którymi koniecznie muszę się z Wami podzielić. Jeśli tak, jak ja jesteście maniaczkami dobrych tasiemców, które będziecie przeżywać razem z bohaterami, to trzy z nich są wprost idealne. 

Zacznę od Riverdale, którego nie polecam. Nie to, że to zły serial, ale chyba już po prostu wyrosłam z tego typu produkcji. Kiedyś bym się zachwycała, ale kiedyś to i Plotkara mi się podobała. Teraz już nie. Ten przepych amerykańskich nastolatków, którzy 24/h wyglądają idealnie i mają idealne życie - nope. To nie dla mnie. Ale jeśli lubicie sobie popatrzeć na ładnych ludzi, to jest to coś w sam raz dla Was.

Big Little Lies, który mnie zaskakująco wciągnął, to serial opowiadający o perypetiach kobiet z małego, amerykańskiego miasteczka, w którym z pozoru wiedzie się idealne życie. Świetna obsada, genialna Kidman (cedzę to przez zęby, bo nie przepadałam za nią do tej pory, ale tutaj mnie naprawdę zachwyca) i dobra muzyka. Serial jest ciekawy, chociaż nie wciąga wartką akcją. 

The Affair, który - przyznaję się bez bicia - dopiero zaczęłam oglądać. Wiem, że jest to hit już od kilku ładnych lat, ale jeszcze nigdy nie miałam okazji go rozpocząć. I tak sobie oglądam od jakiegoś czasu, krótkiego dość. Aczkolwiek, na razie mi się podoba. Jest surowo, miejscami brzydko. Główni bohaterowie, to niekoniecznie moja estetyka. Jednak, coś ciekawego jest w tym, jak perspektywa na romans z punktu widzenia kobiety i mężczyzny się różni. 

No i Girls, który się już niestety kończy. Kocham go od pierwszego odcinka i nie mogę, szczerze powiedziawszy, przeżyć że to już ostatni sezon. Zżyłam się z bohaterkami i można by powiedzieć, że traktuję ten serial, jako coś bardzo ważnego w moim życiu. Z niektórymi perypetiami mogę się utożsamiać, z niektórymi łapię się za głowę, ale prawdę mówiąc, bardzo lubię to, co wymyśla Lena Dunham. Tematy, które porusza często są kontrowersyjne, ale co za tym idzie - prawdziwe, życiowe. Dużo w nim nagości, ale takiej prawdziwej. Z cellulitem, włosami łonowymi i nieudanym lub wyuzdanym seksem. Dużo w nim też rozterek sercowych, wyborów od których zależy przyszłość, chwil radości i gniewu. Jak w życiu. I jeśli któraś z Was po obejrzeniu pierwszego sezonu nie powie: "Wiem, przez co przechodzą te dziewczyny", to nie wiem, czym jeszcze mogłabym Was do niego zachęcić.

I to tyle, dzisiaj szybko, zwięźle i na temat. Tak mi się przynajmniej wydaje. Dajcie mi znać, czy nie byłam nudna :)
Czekam też na Wasze serialowe polecenia i "odradzenia" w komentarzach! 

Burberry Essentials, czyli Fresh Glow Highlighter oraz Lip Colour Contour - must have na wiosnę!

$
0
0

Burberry zaskakuje na wiosnę kolejną nowością. Na stałe do asortymentu marki wchodzą wreszcie rozświetlacze, które do tej pory nie były dostępne w Polsce. Makijażystki marki posiłkowały się więc w zastępstwie multifunkcyjnym cieniem do powiek Wet&Dry Glow Shadow w kolorze Gold, który pokazywałam Wam na blogu niedawno tutaj. Nie tylko mnie przypadł on do gustu, Wam również się spodobał. 

O marce zdarzyło mi się już pisać kilkukrotnie, dlatego odsyłam Was do trzech ciekawych wpisów na temat kosmetyków Burberry. 


Jako miłośniczka wszystkiego, co się błyszczy, z przyjemnością pokazuję Wam dzisiaj ułamek kolekcji "The Essentials", której twarzą została Iris Law, córka aktora Jude'a Law, brytyjska modelka i ambasadorka marki Burberry Beauty


Kolekcja ta ma opierać się na podstawach, na których będziemy mogły bazować, tworząc perfekcyjny makijaż. Ideałem ma być bowiem rozświetlenie cery, podkreślenie kształtu twarzy, naturalny blask oraz perfekcyjne, pełne usta. 



Rozświetlacz Fresh Glow Highlighter, to lekki, prasowany puder, który został przyozdobiony koronkowym wzorem. Kolekcje limitowane marki zawsze ubogacone są w misterne tłoczenia, przeciwieństwie do klasycznej kraty, która widnieje na produktach w stałej ofercie. Produkt zamknięty został w standardowym dla Burberry opakowaniu, zamykanym na magnes. Błyszczące puzderko nosi na sobie kultowy wzór i zapakowane jest w welurowy woreczek, wraz z puchatym i niezwykle miękkim pędzelkiem. 


To, na czym skupiono się tworząc ten produkt, to uzyskanie naturalnego blasku, pięknego rozświetlenia, ale tego imitującego taflę, która idealne odbija światło. Nie uświadczycie więc w tym produkcie grubo zmielonych drobinek brokatu. Produkt jest lekki, bardzo napigmentowany i praktycznie sam chwyta się palca lub pędzelka. W pierwszej chwili można by pomyśleć, że jest to idealne rozświetlenie na co dzień, dające efekt zdrowej skóry, ale jednak bez szału. Na szczęście, efekt ten daje się stopniować i każda z nas, wielbicielka lekkiego błysku oraz intensywnego blasku, będzie zadowolona. 


Produkt docelowo został stworzony do nakładania na skronie, kości policzkowe, łuk Kupidyna - wszędzie tam, gdzie rozświetlacze wyglądają najlepiej. Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie postanowiła się nim trochę pobawić. Idealnie wygląda też wklepany palcem w ruchomą powiekę, wewnętrzny kącik oka. Pięknie będzie się też mienić na dekolcie, obojczykach, czy ramionach. Wiosna tuż, tuż, a co za tym idzie - będziemy odsłaniać znacznie więcej ciała, dlatego serdecznie polecam pobawić się w trik z błyszczącym rozświetlaczem nie tylko na twarzy. 


Na moich policzkach widzicie lekką, jedną warstwę tego produktu. Fresh Glow Highlighter w kolorze 03 Pink Pearl, to ideał dla jasnych cer, takie jak moja. W asortymencie marki znalazły się jeszcze trzy inne odcienie: 01 White, 02 Nude Gold oraz 04 Rose Gold. Każdy kosztuje 245zł i dostaniecie go na wyłączność w perfumerii Sephora (stacjonarnie w Arkadii w Warszawie lub online). 



Jeszcze jedną nowością, którą również prezentuję Wam dzisiaj na moich ustach, jest Lip Colour Contour (135zł). Produkt ten został stworzony z myślą o konturowaniu i rzeźbieniu idealnego kształtu warg. Ideałem, do którego powinnyśmy dążyć, jest bowiem kształt naturalnie pełniejszych, nieprzerysowanych ust, które będą zdobić naszą twarz. Produkt jest jednak multifunkcyjny. Nadaje się do stosowania, jako konturówka do ust, primer pod pomadkę lub samodzielne wypełnienie. Jest bardzo kremowy i zaskakująco trwały. Nie podkreśla suchych skórek, dzięki swojej kremowej konsystencji, która sprawia, że przyjemnie sunie po wargach, dając aksamitne wykończenie. Dostępny jest również w czterech kolorach, choć dziś prezentuję Wam odcień 03 Medium


 Będę szczera i przyznam się, że jestem zachwycona rozświetlaczem. Nie jest on może tak porażający, jak niektóre z tych w mojej kolekcji, ale jest w nim coś urzekającego. Jest naturalny, delikatny, ale daje się stopniować w razie potrzeby. Jestem oczarowana. A Wy? Co powiecie o najnowszej kolekcji? Dajcie znać w komentarzach!

Odważna pastelowa pomadka od NARS! Wiosenna nowość

$
0
0

Wiosenny kolor pomadki NARS Lipstick w kolorze Breaking Free (132zł), to tak naprawdę w pełni matowa pomadka, która pochodzi z najnowszej, wiosennej kolekcji marki o nazwie Spring 2017 Wildfire Collection. To jasny, neonowy koral, który ma w sobie całkiem sporą ilość pomarańczu. Niby neon, a jednak jest w nim dużo pasteli. Trudny to kolor do określenia. I równie trudny do noszenia. Na pewno, nie nadaje się na czyste usta. Niestety, w jego przypadku wypada wręcz użyć konturówki (ale gdzie znaleźć w takim kolorze?) lub po prostu nanieść na usta odrobinę podkładu, by wyrównać ich koloryt (idealny trik do pomadek nude, przez które często przebija naturalna czerwień wargowa).

Jednak, nie jest to pomadka o idealnym kryciu i intensywnym pigmencie. I tak, jak bardzo chciałabym ją lubić, tak jakoś niekoniecznie mi się spodobała. Wchodzi w każde załamanie na ustach, podkreśla suche skórki i wygląda nieestetycznie. Dodatkowo jest to raczej jeden z tych kolorów, które sprawi, że zęby nie będą wyglądać zbyt korzystnie. Na plus mogę tutaj dać konsystencję, która wypada dość dobrze. Nie jest ani nawilżająca, ani wysuszająca, a to w przypadku matowych pomadek zawsze plus. 



Wśród nowości pojawił się też przepiękny róż w kolorze Bumpy Ride (165zł), którego dosłownie codziennie męczę, nieustannie. Jest prześliczny i niedługo pokażę go Wam z bliska. Chociaż już tutaj możecie go odrobinę podejrzeć. Na swoją chwilę na blogu czekają też kremowe korektory Soft Matte Complete Concealer (155zł), które posiadam w dwóch odcieniach: Chantilly oraz Ginger.Żaden z nich nie jest dla mnie dobry, ale po zmieszaniu obu kolorów uzyskuję ideał, który fenomenalnie stapia się z moją cerą. I w związku z tym, że ostatnio miałam co zakrywać, to w najbliższym czasie pokażę Wam, jak prezentuje się ich moc w zakrywaniu niedoskonałości na twarzy. 



Mam nadzieję, że jesteście ciekawe reszty kosmetyków, bo recenzje już niebawem. Mimo wszystko - co sądzicie o pomadce? Przypadła Wam do gustu, czy raczej będziecie ją omijać?

MAKEUP MENU - mocne usta i lekki makijaż oka

$
0
0
makeup-menu-mocne-usta-lekki-makijaz-oka

Mocne usta i lekki makijaż oka! Dzisiaj lekko, zwiewnie, ale przy okazji z konkretnym akcentem.

Usta - na to stawiam, gdy nie mogę się pobawić makijażem. Nie pozwala mi na to czas, okazja, czy po prostu - alergia. Tak, jak ostatnio. Moje oczy permanentnie łzawią, a skóra swędzi. Kocham wiosnę, ale niestety, wiosenne pyłki dają mi się trochę we znaki. Dlatego staram się używać minimum kosmetycznego (podkładu też nie za wiele, bo i tak ścieram go z nosa chusteczką). 

pupa-vamp-definition-mascara-tusz-do-rzes

Oczy 

Lekki makijaż oka, to dla mnie zawsze dwa cienie i maskara. Nie potrzebuję niczego więcej. Oczywiście, posiłkuję się w takim wypadku bazą pod cienie, bez niej ani rusz. W tej kwestii niezawodna jest Urban Decay, Primer Potion. W załamaniu powieki wylądował ten sam bronzer, o którym wspominam odrobinę niżej. W dni, gdy nie mam ochoty i czasu na zabawy, używam tego samego produktu, którym podkreślam policzki. Na powiece ruchomej znalazł się cień Burberry Wet&Dry Glow Shadow w kolorze Gold Pearl. Rzęsy wytuszowałam cienką warstwą Pupa Vamp! Definition Mascara, którą ostatnio testuję, w ekstremalnych warunkach.

Twarz 

Policzki musnęłam delikatnie różem i bronzerem. W tej kwestii niezawodne są dla mnie kosmetyki Burberry oraz NARS. Jako bronzera użyłam kosmetyku Burberry o nazwie Earthy Blush, który mogłyście już zobaczyć na blogu we wpisie o tym, jak zmienić makijaż dzienny w wieczorowy.  Różem dnia natomiast został odcień Bumpy Ride, w minimalnej ilości - bo jednak nie mam ochoty podkreślać mojej zaczerwienionej alergiami skóry. Tyci wystarczy. Produkt pokazywałam Wam już we wcześniejszym wpisie, o odważnej, pastelowej pomadce NARS oraz kilku nowościach. Jeszcze nie pokazałam go Wam w pełnej krasie, ale obiecuję że w najbliższym tygodniu się to zmieni! 

Usta

No i prawdziwa gwiazda! Na ustach znalazła się nowa pomadka Sephora, Cream Lip Stain w kolorze 03 Strawberry Kissed. Idealna na wiosnę czerwień, która jest wzbogacona cudownym, truskawkowym różem. Można na nią naprawdę liczyć, bo to jeden z przyjemniejszych matów na rynku. Jest trwała, wytrzymuje kilka godzin i dobrze znosi posiłki. Zjada się równomiernie. Lubię ją, zwłaszcza za ten kolor. Uważam, że naprawdę fajnie ożywia cały makijaż i sprawia, że wygląda się promieniście i zdrowo. 

makeup-menu-mocne-usta-lekki-makijaz-oka-sephora-lip-stain-strawberry-kissed

Zerknijcie przy okazji na MAKEUP MENU z zeszłych tygodni!
> Out of the blue, to makijaż bazujący na kolorach niebieskich, z wykorzystaniem cieni GlamShadow
> Fine(wine), to makijaż w ciepłych barwach czerwieni i burgundu, z intensywnym błyskiem na środku powieki! 

Co sądzicie o takim makijażu? Jak radzicie sobie z brakiem czasu? Też stawiacie na produkty, które sprawiają, że otoczenie sądzi, że spędziłyście przed lustrem znacznie więcej czasu, niż w rzeczywistości? ;) 
Dajcie znać w komentarzach!

Dlaczego nie byłabym dobrą blogerką lajfstajlową

$
0
0

Czasami mam ochotę pierdzielnąć telefon w kąt. Te wszystkie idealne kadry, nieskazitelne cery, pięknie rozmyte tła i życia bez skazy. Sama wpadam w tę pułapkę na Insta. Patrzę na idealne ciała dziewczyn, idealne romantyczne kolacje, idealne wakacje, domy, związki. Nie zdając sobie sprawy, że to ułamek ich życia, w dodatku zapozowany i skutecznie obrobiony.

Dlaczego nie byłabym dobrą blogerką lajfstajlową?

Bo musiałabym pokazać światu, jak wyglądam, gdy idę na zakupy do sklepu na rogu. Mój #outfitoftheday po wodę i chleb, to styl hipsterski, jak lump. Luźne, wzorzyste i bardzo zwracające uwagę leginsy, rozciągnięty t-shirt oraz stylowy kok na głowie. Pozdrawiam moich fanów.

Musiałabym Wam też pokazać, jak naprawdę wyglądam ja oraz moje otoczenie, gdy robię maseczkę do twarzy. Zapomnijcie o tym, że mam na sobie różowy, puchaty szlafrok. Chociaż w sumie taki mam. Ale nie wyglądam w nim, jak modelka VS, tylko jak Kubuś Puchatek. Nie, nie zapalam do tego pachnącej świeczki. Nie, nie mam marmurów w łazience. Nie, nie potrafię tego zrobić bez poplamienia sobie ubrań oraz upaćkania włosów. Taki mam już styl.

#foodporn

Wrzucanie zdjęć nieestetycznych obiadów, to byłaby moja domena. Zapomnijcie o tym, że potrafiłabym robić fotki niczym z kwestii smaku i tak dalej. Ja najzwyczajniej w świecie nie potrafię być mistrzem talerza. Ugotować dobrze umiem, ale to ma smakować a nie wyglądać - już dawno się z tym pogodziłam. Innego wyjścia nie miałam.

Moje sposoby na produktywne spędzanie dnia? Na naukę?

Polecam sprawdzić, czy dawno nieodwiedzane zakamarki w domu, nie potrzebują sprzątania. Trzeba też wyczyścić wszystkie okna, zrobić pranie, udawać że nie ma się problemu na głowie, że termin nie goni. Pomocne mogą być też nowe sezony ulubionego serialu lub aktualności na YouTube. I tak mniej więcej wytrzymaj do 1 w nocy. Potem postanów, że trzeba zacząć się uczyć, czy działać w innej sprawie - jednak bardzo szybko musisz sobie zdać sprawę z tego, że jest już za późno, intensywny dzień za bardzo Cię zmęczył i idź spać. Jutro będziesz mieć cały dzień na powtórkę :)

Idealna randka?

Nie chcę drogiej restauracji, nie chcę przebywać wśród tłumu. Wystarczy mi łóżko, chipsy i lody, ewentualnie czekolada oraz film. Ja będę namawiać faceta do oglądania komedii romantycznej, a on mnie do horrorów, których nienawidzę. Ostatecznie pewnie i tak przegram, położę się na ramieniu i zasnę. I taka randka, to jest to!

Vlogerka łan-oł-łan

Miałabym robić vlogi ze swojego ciekawego życia? I co bym w nich pokazywała? Moje arcyciekawe pojedynki w The Sims 4? Tworzenie niezwykle ważnych i istotnych playlist na Spotify. Klasyfikacja najśmieszniejszych memów w folderze na iPhonie. Mrożące krew w żyłach historie o tym, jak spóźnię się na tramwaj, bo znowu pieprznęłam gdzieś klucze i nie mogę ich znaleźć.  #facepalm

Nie nadaję się na dobrą blogerkę lifestylową. Moje życie nie jest, jak wyjęte z obrazka. Jestem normalna, jak cała reszta ludzi. Nawet ci, którzy próbują aspirować do idealnych kadrów prosto z okładek gazet.  I taką normalność, nieidealność staram się Wam pokazywać. Długo myślałam nad tym, co byłoby perfekcyjne do przekazania w takiej lifestylowej serii i stwierdziłam, że im dłużej będę zastanawiać się nad tym, co i jak pokazać, tym mniej szczera w tym będę. Dlatego od niedawna piszę na blogu o tym, co sprawia mi przyjemność w wymyślaniu, pisaniu, tworzeniu. Nie po to, żeby zadowolić wszystkich dookoła, a po to, żebym to ja była z siebie dumna. I tego Wam życzę.

Resztę lekkich i niedzielnych treści znajdziecie tutaj:
>  niedzielna pogadanka o serialach i uczuleniu na laktozę
> ulubieńcy ostatnich tygodni i parę słów na temat nierówności płci

A Wy? Jak podchodzicie do tego trendu na idealne życia w social mediach?
Dajcie znać w komentarzach! 

Najnowsza kolekcja makijażowa Catrice

$
0
0
catrice-kolekcja-wiosna-lato-2017

Najnowsza kolekcja marki Catrice, to szerokie spektrum produktów przeznaczonych na sezon wiosenno-letni. Dzisiaj przybliżę Wam trochę te nowości i dam znać, na co warto zwrócić uwagę, a co lepiej ominąć. 

catrice-kolekcja-wiosna-lato-2017

Jedną z nowości jest paletka dziewięciu cieni do powiek pod nazwą The Collection Eyeshadow Palette (20.99zł). Do wyboru są cztery wersje kolorystyczne, z czego dziś na blogu prezentuję Wam tę o nazwie The Precious Copper 010 Metallux.

Paletka praktycznie w całości składa się z cieni o wykończeniu błyszczącym. Mimo tego, jeden z nich, ten na którym wytłoczony został napis Sculpt, ma najmniej błyszczących drobinek i nadaje się do zaznaczenia kształtu oka. Co prawda, jest według mnie za ciemny do dziennego makijażu. Brak mi tutaj jakiegoś lekkiego, beżowego matu. 

Cała reszta jednak, przypadła mi do gustu. Nie są może jakoś fenomenalnie napigmentowane, ale prawdę mówiąc, przyzwoicie wyglądają na powiece. Same z resztą możecie to zobaczyć, bo w poście przedstawiam Wam przy okazji makijaż wykonany produktami, które dziś pokazuję z bliska. Uznałam, że warto będzie je zaprezentować w akcji. 

catrice-kolekcja-wiosna-lato-2017

catrice-kolekcja-wiosna-lato-2017

Nowy podkład Catrice, czyli 24H Made To Stay (28.99zł), to produkt o matowym wykończeniu. Dostępny będzie w czterech odcieniach: 005 Ivory Beige, 010 Nude Beige, 015 Vanilla Beige, 025 Warm Beige. Zawiera antyoksydacyjny kompleks ochronny i ma niezmazującą formułę, która zapewnia trwałość do 24 godzin. Na razie jestem po kilku dniach testów, i mnie zadziwił. Nie jestem zwolenniczką matowych wykończeń. Staram się raczej tego unikać w makijażu. Tutaj jednak, jestem zaskoczona faktem, jak dobrze radzi sobie ten produkt z moją przesuszoną cerą. Nie wygląda też jak ciastko. Na razie jestem z niego zadowolona, ale to tylko pierwsze wrażenie. Zobaczymy, jak się będzie spisywać w dłuższej perspektywie. 

catrice-kolekcja-wiosna-lato-2017

Na zdjęciu widzicie swatch koloru 010 Nude Beige.

catrice-kolekcja-wiosna-lato-2017

W kategorii produktów do ust znajdziecie aż trzy nowości. Pierwszą z nich jest Instant Lipstick Mattifier(18.99zł), czyli bezbarwny żel służący do przemiany wszystkich pomadek o wykończeniu błyszczącym w matowe. Jego lekka, żelowa formuła nałożona na szminkę nadaje jej aksamitnego wykończenia i przedłuża jej trwałość. Na razie produkt jest w fazie testów, ale jeśli dobrze pójdzie, to będziemy mieć godnego następcę droższej wersji żelu ze Smashboxa

catrice-kolekcja-wiosna-lato-2017

Najbardziej intrygująca wydaje się być tutaj pomadka Ombre Two Tone w kolorze Cosnova. To kremowa szminka, która łączy w sobie dwa kolory. Niestety, nie jestem fanką takich rozwiązań. Jeszcze nie spotkałam się z produktem, który by w tej kwestii się sprawdził. Może gdyby sztyft nie był zakończony w tak niekomfortowy do nakładania sposób, to byłoby znacznie łatwiej aplikować ją na usta. W tym wypadku niestety nie do końca udaje się uzyskać ładny kontur. 

catrice-kolekcja-wiosna-lato-2017

Ostatnim produktem jest Lip Cushion (20.99zł), który przedstawiam Wam w kolorze 020 Better Make A Mauve. Jest to jeden z sześciu dostępnych odcieni. Zaprezentowałam go Wam również w makijażu. Jestem oczarowana kolorem, ale to, że mam słabość do fiołkowego różu, to już chyba wiecie. Produkt działa na zasadzie twist-up, jak większość kosmetyków opartych o gąbeczkę. To coś pomiędzy pomadką a mocniej napigmentowanym błyszczykiem. Przepięknie wygląda na ustach i jeszcze lepiej pachnie! 

catrice-kolekcja-wiosna-lato-2017

catrice-kolekcja-wiosna-lato-2017

catrice-kolekcja-wiosna-lato-2017

Rozświetlacz w płynie Liquid Luminizer Strobing Pen w kolorze 020 Ready For Champagne (16.99zł), to coś co mnie zaintrygowało. Jego blask jest naprawdę mocny i jak widzicie na swatchu, ma konkretny efekt tafli. Pozwala się jednak ładnie rozetrzeć. Ja mimo wszystko widzę dla niego inne przeznaczenie i myślę, że zamiast na policzki, będzie trafiać na powiekę, w wewnętrzny kącik. Zobaczymy, jak się sprawdzi. 

catrice-kolekcja-wiosna-lato-2017

catrice-kolekcja-wiosna-lato-2017

Ostatnim produktem do makijażu twarzy jest rozświetlacz i róż w jednym Light and shadow (16.99zł). To ultra delikatny róż, który dostaniecie w drogerii w trzech odcieniach: 010 Bronze Me Up, 020 A Flamingo in Santo Domingo oraz 030 Rose Propose. Prawda, że fajne nazwy? Mnie się podobają. Na mojej twarzy podziwiać możecie ten ostatni kolor. Matowy róż jest przyzwoicie napigmentowany i pozwala fajnie się stopniować. Rozświetlacz natomiast jest lekki i błyszczący. Jednak, jako miłośniczka naprawdę intensywnego błysku muszę stwierdzić, że to dla mnie za mało. Zdecydowanie. Każda z Was, która lubi lekkie i naturalne rozświetlenie, będzie zachwycona. 

catrice-kolekcja-wiosna-lato-2017

W kolekcji pojawia się również kredka do brwi Slim'Matic Ultra Precise Waterproof. Na mojej twarzy widzicie odcień 010 Light, chociaż kredka jest dostępna w jeszcze dwóch kolorach: 020 Medium oraz 030 Dark. Jest cieniutka i automatyczna. Z drugiej strony zakończona została wygodnym grzebyczkiem, który pozwala dobrze wyczesać nadmiar produktu. Sam rysik jest dobrze napigmentowany i nieprzesadnie woskowy. Jedynym problemem jest dla mnie wydajność, która niestety nie powala. Kredka dość szybko znika, więc nie starczy na zbyt długi czas. Z drugiej strony, jej cena, to 12.99zł, więc da się to przeżyć.

Kredka do oczu 18h Colour&Contour (9.99zł) zaskoczyła mnie swoją kremowością. Odcień 010 Me, My Black and I, został przeze mnie użyty na linii rzęs. Pozwolił się pięknie rozetrzeć i sprawić, że uzyskałam lekko przydymiony efekt. 

catrice-kolekcja-wiosna-lato-2017

Do makijażu oka użyłam paletki cieni oraz kredki do oczu. Rzęsy wytuszowałam maskarą Glam&Doll(16.99zł), która podkreśla każdą rzęsę z osobna. Jej silikonowa szczoteczka pozwala na świetne wyczesanie rzęs i piękne podkręcenie. Jestem nią naprawdę oczarowana. Zwłaszcza, że produkt naprawdę daje radę utrzymać taki efekt przez cały dzień i nie osypuje się nic, a nic. 

catrice-kolekcja-wiosna-lato-2017

catrice-kolekcja-wiosna-lato-2017

Podoba się Wam najnowsza kolekcja Catrice? Skusicie się na jakiś produkt? 

Dajcie mi znać w komentarzach, co najbardziej przypadło Wam do gustu. 



Najlepsze luksusowe kosmetyki - w co inwestować, a na czym oszczędzać

$
0
0
najlepsze-kosmetyki-luksusowe-makijaz

Długo zastanawiałam się, jak poruszyć kwestię luksusowych kosmetyków. Tych z wyższej półki, na które dość często się decyduję. Fakt, mam to szczęście, że część z nich dostaję przy okazji paczek pr, dzięki uprzejmości niektórych marek. Prawda jest jednak taka, że mimo tego, nadal często robię zakupy kosmetyczne i decyduję się wtedy na marki selektywne. 

Dlaczego? Mam do nich zaufanie. Może nie jest ono bezgraniczne, bo - nie oszukujmy się, podobno nawet mężowi nie powinno się ufać bezgranicznie. Kontrola jest najwyższym stadium zaufania, tak powiedział mi kiedyś pewien mądry człowiek i tę zasadę staram się wdrażać w wiele sfer swojego życia. W tym decyzje zakupowe. 

Po tych kilku latach doświadczeń wiem, na co się decydować podczas wyboru kosmetyku, na co zwracać uwagę i przede wszystkim - kiedy nie dać się nabrać. Idealna kosmetyczka nie może się obyć bez paru produktów, na których nie warto oszczędzać. I mówię to z pełną świadomością - niektóre kosmetyki są nie do podrobienia.

najlepsze-kosmetyki-luksusowe-makijaz


#TEAMPODKŁAD 
W tej kwestii od lat mam swoich ulubieńców, których nie zamienię na nic innego, i których butelczyny zmieniam tylko na nowe, wypełnione produktem po brzegi. Od dawna kocham Le Teint Touche Eclat od Yves Saint Laurent, który jest moim ulubionym podkładem wszech czasów. Idealnie wtapia się w  moją skórę, fenomenalnie wygląda na twarzy i wreszcie udało mi się przedłużyć jego trwałość do granic możliwości dzięki połączeniu z pudrem Laura Mercier. Tak, moje podkłady, to w dużej mierze produkty nawilżające i rozświetlające, więc nie ma co w nich szukać idealnego krycia, mocnego matu i całodniowej trwałości. Jednak, w połączeniu z tym pudrem - jestem zszokowana, jak fantastycznie się w tej kwestii dogadujemy. Moja mieszana, aczkolwiek bardzo przesuszona cera musi stawiać na produkty nawilżające. 
Rękę dam sobie też uciąć za kosmetyki Chanel. Te podkłady są po prostu super, więc nie ukrywam, że  z ekscytacją wyczekuję w tej kwestii nowości. Jednak tym, na który mogę liczyć od wielu, wielu lat, jest Chanel, Vitalumiere Aqua. To chyba pierwszy wysokopółkowy podkład, na jaki sobie pozwoliłam. I nie żałuję, bo zawsze do niego wracam. Jest wprost idealny na wiosnę! Jego młodszy brat, Les Beiges, to też podkład, po który lubię sięgać w cieplejszych miesiącach roku.

#PĘDZLEPĘDZELKIPĘDZELUSZKI
W tej kwestii dobrze wiecie, że bazuję na pędzlach Zoeva. Uważam, że to najlepsze pędzelki, jakie można znaleźć w przystępnej cenie. Jest jednak jedno "ale" i mam tutaj na myśli markę Bobbi Brown. To jedne z tych pędzelków, w które warto zainwestować i nie żałuję wydanych na nie złotówek. Mam w swojej kolekcji dwa, Full Coverage Face Brush oraz Eye Blender Brush i regularnie ich używam. Ten do oczu jest idealnym pędzlem do rozcierania granic cieni,  jak i nakładania pudru w celu utrwalenia korektora pod oczami. Pisałam Wam już kiedyś o nich tutaj. I podtrzymuję moje zdanie, że każda z nas powinna mieć w swoich zbiorach choć jeden pędzel, na którym będzie mogła zawsze polegać.

najlepsze-kosmetyki-luksusowe-makijaz

#CIENIE(NIETYLKO)WKREMIE
Te są warte grzechu, zwłaszcza dlatego, że mogą służyć, jako baza pod cienie lub samodzielny cień do powiek. Trzy maźnięcia, palec plus pędzel i makijaż gotowy. Trzyma się cały dzień, wygląda jakbyśmy spędziły nad nim pół godziny i nie rusza się w żadnym, niepożądanym kierunku. 
Tutaj z ręką na sercu polecić mogę cienie Bobbi Brown, na przykład TEN, czyli Sunlit Bronze, który jest idealnym połączeniem brązu i złota. Każda miłośniczka błysku i naturalnych kolorów będzie zachwycona. Jeśli lubicie złoto, to idealnie sprawdzi się też cień Wet & Dry Glow Shadow w kolorze Gold oraz Nude. Te cienie, to ideały. Wyglądają super nie tylko w zestawie z innymi, ale też i solo. I znakomicie się utrzymują. Da się je nakładać na sucho i intensyfikować ich kolor przy użyciu odrobiny wody. Ideały.

#RÓŻBRONZERROZŚWIETLACZ
Bronzer NARS, Laguna - czy muszę go w ogóle komukolwiek przedstawiać? Dla niektórych karnacji będzie zbyt pomarańczowy, u mnie się sprawdza. Ma w sobie tycie drobinki, które nie są widoczne na twarzy w żaden sposób. Pozwala na swobodne dokładanie produktu, pogłębianie efektu konturowania, jak i ocieplania cery. Ideał <3
Róż-nieróż Burberry, Earthy Blush, to propozycja dla tych dziewczyn, które na co dzień cenią sobie produkty o beżowym, naturalnym wykończeniu. Kosmetyk ten nadaje się zarówno do stosowania, jako róż, jak i jako bronzer. Ba! Da się nim nawet zrobić oko! Nie ukrywam, że najchętniej używam go, jako bronzera. Wygląda bardzo naturalnie i wygląda świetnie przy wszystkich mocniejszych makijażach oczu i lekkich ustach.
No i różo-rozświetlacz Marc Jacobs Beauty w kolorze Kink&Kisses. Nieuprzejmym by było nieumieszczenie tego produktu w zestawieniu kosmetyków, na które warto postawić podczas zakupów. To jeden z tych róży, który zawsze będzie dobrze wyglądać. Ma dwa kolory, które można stosować osobno lub razem. Mnie najbardziej podoba się ta jasna część, którą nakładam często w pośpiechu w połączeniu z matowym kolorem na policzki i solo na szczyt kości policzkowych. Daje bardzo, bardzo subtelny, choć widoczny blask i sprawia, że makijaż jest spójny.

najlepsze-kosmetyki-luksusowe-makijaz

#CZYJTOTUSZ?
Burberry, Cat Lashes, to tusz dla mnie już kultowy. Wiem, że będę do niego wracać przez całe swoje życie, bo robi z moimi rzęsami po prostu cuda. Idealnie je podkręca i wydłuża, a właśnie na tym w codziennym makijażu mi zależy. Jestem zachwycona jego efektem i polecać go Wam będę już zawsze.
Dimensions de Chanel Mascara, to jeden z tych klasyków, które powinna spróbować każda z nas. Przy okazji przypomniało mi się, że moim noworocznym postanowieniem była nauka francuskiego... Mamy już kwiecień, a ja? A ja Wam powiem, że ten tusz jest naprawdę super! :) Całkiem normalna szczoteczka pozwala na idealne wyczesanie i rozdzielenie rzęs, które są wyraźnie dłuższe, grubsze i pełniejsze.

najlepsze-kosmetyki-luksusowe-makijaz

#SZMINKIIINNEPOMADKI
W tej kwestii mam kilka pomadek nude, które kocham niezmiennie mocno. Wymienić bym mogła je jednym tchem:
Chanel, Adrienne, idealny nude z domieszką brązu, który jest nawilżający i bardzo komfortowy na ustach.
Shiseido, Lacquer Rouge Ophelia, czyli lakier do ust, o pięknym blasku nude, z domieszką różu, to formuła, która na ustach prezentuje się następująco > klik.
* Burberry Full Kisses w kolorze Nude Blush, czyli kremowa pomadka o lekko brzoskwiniowym kolorze nude, którą widziałyście już tutaj > klik.
* NARS, Velvet Lip Glide w kolorze Bound, czyli produkt na wpół będący lakierem do ust oraz matową pomadką, który widziałyście podczas prezentacji kolekcji NARS x Sarah Moon, a który naprawdę uwielbiam.

Nie ukrywam, że są to moje tak zwane "go to" w kwestii naturalnych ust, po które sięgam na co dzień, gdy nie mam czasu na zabawę w precyzyjne wyrysowywanie konturu i mocne, wyraziste kolory. I właśnie w takie pomadki warto inwestować więcej kasy. Powód jest prosty - to po nie chętniej i częściej sięgamy w ciągu tygodnia. Do pracy, do szkoły, na szybką kawę z koleżanką, czy randkę. Takie kolory spiszą się idealnie, więc fajnie by było, gdybyśmy mogły na takiej pomadce, która spędzi z nami sporą część życia, zwyczajnie polegać.

Podsumowując, nie kupujcie wszystkiego, jak leci. Postawcie sobie za cel rzeczy, które chcecie koniecznie podkreślić i chcecie by produkty stały się tam niezawodne. Jeśli miałabym wybrać tylko jeden rodzaj kosmetyku, na który pozwalałabym sobie większą sumą, to ZAWSZE byłby to podkład. Ujednolicona cera, efekt drugiej skóry, to coś za co zapłacę każde pieniądze.
Dopiero w następnej kolejności stawiałabym na cienie do powiek oraz produkty do makijażu twarzy (róże, bronzery, rozświetlacze), no i pomadki. Jednak, będąc z Wami totalnie szczerą, uważam że lepiej jest odłożyć trochę grosza i zainwestować w jedną porządną rzecz z każdej kategorii makijażowej, niż kupować mnóstwo tańszych, ale niekoniecznie pasujących do nas, jak i średnich jakościowo.

Macie swoich ulubieńców z wysokiej półki? Dajcie znać w komentarzach! :)


MAKEUP MENU: Mocne usta ze Smashbox, Always On Liquid Lipstick

$
0
0

smashbox-always-on-liquid-lipstick-bawse

W Szczecinie jest dziś dramatyczna pogoda. Taka, że nic się nie chce. Ani wstawać z łóżka, ani malować, ani gotować. Najlepiej przykryć się kocykiem i udawać, że świat nie istnieje. Ewentualnie strzelić którąś z kolei kawę.

Postanowiłam jednak wziąć w obroty nową pomadkę, która trafiła ostatnio w moje zbiory. Jest to nowość marki Smashbox, czyli Always On Liquid Lipstick w kolorze Bawse. Dostaniecie ją w perfumerii Sephora za cenę 99zł. Do wyboru jest aż 20 kolorów! 

Bawse, to urocza i odważna, ceglasta nieco czerwień, ale ze zdecydowanie niebieskimi tonami. Przepięknie wybiela uśmiech, podkreśla niebieskie oczy i kontrastuje z moim rudo-blondem włosowym.

smashbox-always-on-liquid-lipstick-bawse

Ma bardzo wygodny aplikator, dzięki któremu nie potrzebowałam konturówki do wyrysowania idealnych ust. Z czerwonymi szminkami nigdy nie wiadomo, więc wolę się zabezpieczać wyrysowanym konturem, tutaj jednak nie było takiej konieczności. Formuła jest bardzo lekka, sunie po ustach niczym masełko i nie rozlewa się poza kontur. Jest cienka - tak bym ją określiła. Nie obciąża ust i nie czuć jej na wargach. Nie zastyga na skorupkę, jak to mają w zwyczaju niektóre płynne pomadki.. Jej wyjątkowa konsystencja jest kombinacją Primer Oil Complex, w skład którego wchodzi olej słonecznikowy, jojoba oraz składniki nawilżające z moreli. 

smashbox-always-on-liquid-lipstick-bawse

Nie wytrzymuje testu jedzeniowego, tutaj się zjada, ale to chyba normalne w przypadku matowych pomadek, które mają wytrzymać cały dzień. W kontakcie z wodą daje radę, ale nie zniesie obiadu. Jednak, jeśli nie jem i nie piję, trzyma się na ustach bez zarzutu. 
Takie mocne usta zawsze łączę z lekkim makijażem oczu i twarzy. Nie chce przesadzić (chyba, że robię to naumyślnie, na jakąś imprezę). 

Jak Wam się podoba ta nowość w perfumerii Sephora?
Przyznam szczerze, że ta czerwień mnie oczarowała. Dajcie znać w komentarzach, czy Wam też przypadła do gustu!  

Makeup Geek, Showstopper. Lekkie i intensywne, matowe pomadki do ust

$
0
0

makeup-geek-showstopper-cream-stain

Nowe szminki marki Makeup Geek, to gratka dla każdej fanki matowych ust. Miałam okazję przetestować aż pięć odcieni z gamy osiemnastu zwariowanych kolorów. 

Pomadki Showstopper Cream Stain możecie zakupić na stronie Makeup Geek w aktywnym linku, który zostawiam Wam tutaj. Każda z nich kosztuje 12$.

makeup-geek-showstopper-cream-stain

Ich formuła jest bardzo lekka, jednak pigment nie powala. Mimo tego, że kolory są naprawdę intensywne, potrzeba dwóch, czasami trzech zanurzeń aplikatora w opakowaniu, by uzyskać efekt, na jakim nam zależy, czyli perfekcyjnie pokrytych kolorem ust. W przeciwnym razie, można liczyć na prześwity. 

Formuła jest jednak bardzo lekka, porównałabym ją do wody. Przy czym szminka sama w sobie ma dość szybko zastygające właściwości. Jest też trwała i zjada się równomiernie, nie sprawiając że podczas posiłku wyglądamy, jak półgłówek. Niestety potrafi się przetransportować poza kontur ust, jeśli nieopatrznie dotkniemy ust ręką, więc radziłabym uważać przy mocnych odcieniach. Do całowania się nie nadaje! 

makeup-geek-showstopper-cream-stain

Przedstawiam Wam pięć odcieni, które są niezwykle intensywne i odważne. 

makeup-geek-showstopper-cream-stain-tango

Mój ulubiony, to Tango, czyli neonowy koral, który ma w sobie całkiem sporą ilość różu. 

makeup-geek-showstopper-cream-stain-mambo

Mambo, który na myśl przywodzi tylko malinowe, jagodowe odcienie. 

makeup-geek-showstopper-cream-stain-cha-cha

Cha-Cha, czyli kolor, który chyba najtrudniej mi zdefiniować. To kolor róż. Tyle chyba powinno wystarczyć.  

makeup-geek-showstopper-cream-stain-salsa

Salsa, czyli ciepła pomarańcza. Idealna na wiosenne, odjechane i kolorowe makijaże.

makeup-geek-showstopper-cream-stain-flamenco

Flamenco, czyli idealna, przygaszona czerwień. Nazwałabym ją czerwienią krwistą, taką jakiej odcień może przypominać tę krzepnącą. Ma w sobie sporo niebieskich tonów, dzięki czemu idealnie wybiela zęby. 

makeup-geek-showstopper-cream-stain

Szminki mają lekko spłaszczone opakowanie z nakrętką o matowym wykończeniu. Aplikator to standardowa gąbeczka, która pozwala na wyrysowanie ust. Oczywiście, przy takich intensywnych kolorach należy uważać przy granicach, aby namalować idealną linię, ale jest to wykonalne bez użycia konturówki. 

makeup-geek-showstopper-cream-stain

makeup-geek-showstopper-cream-stain

 Co o nich sądzicie? Jest jakiś kolor, który Wam szczególnie przypadł do gustu?

Deborah Milano, Fluid Velvet Mat Lipsticks

$
0
0
Deborah-Milano-Fluid-Velvet-Mat-Lipstick

Pomadki Deborah Milano, to dla mnie niemałe zaskoczenie tego sezonu. Miłośniczką matowych ust jestem od zawsze, dlatego każda nowość w tym temacie mnie naprawdę kręci. Z przyjemnością przyjrzałam się tym produktom bliżej i dzisiaj wpadam do Was z paroma słowami na temat tych kosmetyków. 

Deborah-Milano-Fluid-Velvet-Mat-Lipstick

Pomadki Fluid Velvet Mat Lipstick (36.99zł), dostępne są w dziewięciu odcieniach. Ja prezentuję Wam dzisiaj pięć z nich: 01, 03, 04, 05 oraz 07. Każda z nich na szczycie opakowania posiada naklejkę z numerkiem, ale też deklaracją producenta pod postacią napisu "no transfer". Przekonałam się na własnej skórze, że rzeczywiście - szminka doskonale sprawdza się w kwestii niezostawiania śladów na przedmiotach i ustach, czy policzkach innych.

Pomadki mają bardzo lekką, płynną konsystencję, która dość szybko zastyga na pełny mat, ale pozwala na ewentualne poprawki. Aplikator to mięciutka gąbeczka, która dobrze sunie po wargach i umila proces wyrysowywania ust. W przypadku niektórych kolorów i stabilnej ręki, nie trzeba martwić się o użycie konturówki. 

Deborah-Milano-Fluid-Velvet-Mat-Lipstick

Jestem zaskoczona tym, że pomadka ta nie zastyga na tak zwany strupek. Jest bardzo lekka w swej konsystencji i pokrywa usta ultra-cieniutką warstwą produktu. Produkt jest wysoce napigmentowany i już jedno pociągnięcie pozwala na pełne pokrycie ust. 

Z kolorów, które pokazuję Wam dzisiaj, najbardziej spodobał mi się odcień 01. Co jest dziwne, bo przecież po mnie spodziewać by się można tego, że oszaleję na punkcie czerwieni. I nie zrozumcie mnie źle, wszystkie kolory są super, jednak jakoś tak najbardziej ciągnie mnie to tego delikatnego odcienia nude. Jest prześliczny. 

Na zdjęciach widzicie kolory w kolejności: 01, 03, 04, 05, 07.


No i na koniec, muszę Wam tylko dodać, że to chyba jedne z lepszych (jak nie najlepsze) matowych pomadek na rynku. A wiem, co mówię, bo już trochę ich w swojej "karierze" przetestowałam. 
> Pomadki Kylie mogą się przy nich schować - tutaj możecie zerknąć na ich recenzję
> Uczucie na ustach porównałabym do pomadek z theBalm, o których pisałam już kiedyś tutaj
> Są też lżejsze i trwalsze od pomadek Golden Rose.

Nie mniej, uważam że warto w nie zainwestować. Są naprawdę wysokiej klasy i długo utrzymują się na ustach. CUDA! 

Znacie pomadki Deborah Milano? Jaka jest Wasza ulubiona, matowa szminka w płynie?
Dajcie znać w komentarzach!

Porównanie najlepszych i najgorszych automatycznych kredek do brwi: Zoeva, Sephora, Catrice, Nabla i inni

$
0
0
najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

Obiecałam Wam już spory czas temu, że na blogu w końcu pojawi się zestawienie najlepszych produktów do brwi. Codziennie mam z tego tytułu mnóstwo wyszukań na stronie, a pewnie same możecie zobaczyć, że post z najlepszymi produktami do brwi, wciąż wisi na pierwszym miejscu top 5 w prawej kolumnie bloga. 

Nadal podtrzymuję moje zdanie na temat tych produktów, więc jeśli jesteście zainteresowane co sądzę o żelach do brwi, pomadach i paru kredkach, wpadajcie pod ten link. 

Dzisiaj przedstawię Wam kilka nowych propozycji i minirecenzji produktowych. Mam nadzieję, że Wam się ta wiedza przyda! 

GRZEBYCZKI

Grzebyczki w tych przypadkach dzielimy na dwa rodzaje. Jedne z nich są po prostu przypominające kształtem grzebień. I takiej ewentualności szczerze nie rozumiem. Po prostu, uważam to rozwiązanie za kompletnie nieprzydane. Nie nadają się one bowiem do wyczesania nadmiaru produktu z brwi, nie nadają się też do nadania włoskom idealnego kształtu. Generalnie, nie rozumiem w ogóle po co są tworzone. 
Jest jednak jeszcze druga opcja, która zdecydowanie bardziej się sprawdza. Jest praktyczna, po prostu. Same z resztą widzicie, że grzebyczki na zdjęciu różnią się od siebie minimalnie (prócz jednego, w kredce Burberry). Te szczoteczki są bardzo zbliżone do siebie i wszystkie, jak jeden mąż, dobrze wyczesują nadmiar produktu. 

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

SZTYFTY

Tutaj mamy do czynienia tak naprawdę z dwoma rodzajami sztyftów. Chciałabym zaznaczyć, że w poście skupiam się tylko na produktach automatycznych. Nie recenzuję Wam dzisiaj kredek, które można temperować.
Jedne z produktów mają kształt spłaszczony, który nadaje się bardzo dobrze do szybkiego wyrysowywania kształtu brwi. Zarówno zaznaczania kształtu łuku, jak i wypełniania luk. Można nim jednak bardzo łatwo osiągnąć efekt przerysowany.
Drugim rodzajem jest sztyft w kształcie zaokrąglonego rysika, na kształt automatycznych ołówków. Tutaj mamy znacznie większą precyzję, bo taką kredą równie dobrze można wyrysować idealne brwi, ale też i pojedyncze włoski. Jest on przy okazji najlepszym i najbardziej praktycznym kształtem kredki do brwi. 

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory
Od lewej strony: Nabla, Golden Rose, Soap&Glory, Zoeva, Sephora, Anastasia Beverly Hills, Burberry.

Nabla, Brow Divine

NABLA, Brow Divine w odcieniu Mercury widzicie na zdjęciu poniżej. Kredka do dostania jest na stronie Mintishopu. Jej cena to 49.90zł. Tak, jak praktycznie wszystkie kredki, które Wam dzisiaj przedstawiam, charakteryzuje się wysuwanym, cieniutkim sztyftem. Z drugiej strony zakończona jest wygodną szczoteczką, która pozwala na swobodne wyczesanie nadmiaru produktu. Z łatwością też sunie po skórze i pozwala wyrysować idealny kształt brwi. Ma lekko ciepły odcień brązu, więc idealnie wpasowała się w moje włoski. Polubiłyśmy się i szczerze ją polecam. 

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

Golden Rose Longstay Precise Browliner

Z kredką Golden Rose Longstay Precise Browliner w kolorze 107 polubiłam się najmniej. Mimo że jej cena jest najprzyjemniejsza, bo kosztuje tylko 19.90zł, nie jestem zadowolona z efektu. Kredka oczywiście ma dwa końce, wygodny grzebyczek naprawdę dobrej jakości i cieniutki sztyft. To w tym ostatnim tkwi największy problem. Niestety, ale jest dla mnie zbyt woskowa. W porównaniu do innych kredek, które miałam, niestety zawodzi. Za mało w niej pigmentu, a wosk wręcz oblepia mi włoski, a nie daje odpowiedniej ilości koloru. Co prawda, da się ją rozpracować, bo przy rozgrzaniu, produkt pracuje znacznie lepiej, ale szczerze? Nie mam na to czasu, jak robię makijaż. Wolę dopłacić i mieć produkt, który spełnia oczekiwania. NIE POLECAM. 

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

Soap&Glory Archery

Kredka Soap&Glory Archery nie jest dostępna w Polsce. Pewnie znacie ją z YouTube'a, bo często się tam pojawia. Można ją jednak łatwo upolować na Allegro lub po prostu, podczas wypadu do Anglii. Kiedyś robiłam z nią na blogu makijaż krok po kroku. Mój odcień, to Hot Chocolate. Jak widzicie, jest trochę chłodny, jak na czekoladę. Ma jednak bardzo dobrze napigmentowany sztyft i wygodną szczoteczkę do wyczesywania włosków. Brak mi w niej jednak małej dozy woskowości, przez co nie trzyma włosków w ryzach, a sam produkt potrafi zniknąć w ciągu dnia. Nie jestem z niej zadowolona na tyle, żeby ją polecić, chociaż spróbować warto. 

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

Zoeva Graphic Brows

Kolekcja Zoeva Graphic Brows mnie zachwyciła i mogłyście już o niej poczytać tutaj. Kredkę możecie kupić w sklepie internetowym Mintishop. Tam zapłacicie za nią 36.90zł. To mój niekwestionowany ulubieniec. Przyjemnie się jej używa i powiem szczerze, że zastanawiam się, czy nie zostanie moim ulubionym produktem do brwi ever. Odcień Ammos idealnie pasuje do moich włosów, które są czymś na granicy blondu, rudości i lekkiego, ciepłego brązu. Jest idealnie woskowa, nie za mocno, ale też nie za mało. Ma dużą ilość pigmentu, który pozwala na łatwe wyrysowanie brwi, a grzebyczek wspomaga wyczesywanie nadmiaru produktu, który rzeczywiście daje się stopniować nie "rozchodząc się" na boki. Idealny kształt brwi zostaje nienaruszony i nie potrzeba w jej przypadku korektora, by poprawić błędy. 

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

Sephora Retractable Brow Pencil

Sephora Retractable Brow Pencil w odcieniu 03 Rich Chestnut, to jedna z tych pozycji, które warto sprawdzić. Dlaczego? Ten wysuwany, wodoodporny ołówek do brwi, ma naprawdę dobry sztyft. Idealna ilość wosku z perfekcyjną ilością pigmentu. Miękko sunie po skórze i pozwala na szybkie wypełnienie luk w łuku brwiowym. Cena też spoko, bo kosztuje 39zł. Ma jednak jeden mankament. W sumie to dwa. Grzebyczek i wydajność. Szybko znika, więc starcza na jakieś 1-1.5 miesiąca regularnego używania, podczas reszta wystarcza na około 2-3 miesiące. A grzebyczek jest po prostu śmieszny. Widzicie go z resztą na jednym ze zdjęć. Ani tym wyczesać nadmiar produktu, ani ułożyć grzywkę. Mogli sobie podarować! 

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

Anastasia Beverly Hills, Brow Wiz

Anastasia Beverly Hills, Brow Wiz w kolorze Taupe, była moim ulubieńcem przez bardzo długi czas. Zużyłam kilka opakowań tego produktu, do momentu, w którym skapnęłam się, że jest na rynku wiele zamienników, które naprawdę dobrze się sprawdzają i nie ma potrzeby wydawać na kredkę około 21$ plus podatki i przesyłki. Naaah. Mimo to, nadal uważam ją za jeden z lepszych produktów do brwi, aczkolwiek nie wiedzieć czemu, po jakimś czasie końcówka z grzebyczkiem łamie się i odpada. Dzieję się tak u większości dziewczyn, więc coś jest nie halo. W każdym razie, cała reszta jest super, bo produkt jest idealnie napigmentowany i ma odpowiednią ilość wosku. Nic dziwnego, że jest tak wiernie kopiowany przez inne marki. Na zdjęciu widzicie ją tylko w minimalnej ilości, bo szczerze powiedziawszy - miałam jej tylko dosłownie ogryzek, który z ledwością wystarczył na pomalowanie jednej brwi. Too bad. 

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

Burberry Effortless Eyebrow Definer

Burberry Effortless Eyebrow Definer w kolorze Ash Brown, to jedna z najdroższych propozycji w tym zestawieniu. Kosztuje 129zł i dostaniecie ją w internetowym sklepie Sephory. Ma też zupełnie inny kształt szczoteczki oraz sztyftu. Co prawda, grzebyczek jest chyba najlepszym na rynku. Ma idealną wielkość i najprzyjemniejsze włosie. Dzięki temu naprawdę dobrze wyczesuje włoski. Ma też dziwnie zakończony sztyft, z którym poradzą sobie tylko osoby, które wiedzą, jak malować brwi. Nie jest zbyt prosty w obsłudze i powiem szczerze, że miałam na początku z nim niemałe problemy. Przyzwyczajona byłam bowiem do cieniutkich końcówek, które są ołówkami. Tutaj płaska i szeroka końcówka jest trudniejsza na początku jej używania. Później, szczerze powiedziawszy, jest już tylko lepiej, a co za tym idzie pozwala na większą kontrolę i precyzję podczas używania. Dlaczego? Dzięki temu kształtowi, łatwiej jest namalować prostą, równą linię łuku brwiowego, który czasami niełatwo uzyskać. Kolor, jak widzicie jest dość ciemny i chłodny, ale pozwala na stopniowanie intensywności. Pigment przykleja się do skóry i nie sprawia problemu w makijażu, w zależności czy chcemy uzyskać efekt lekkich, niedokończonych brwi, czy takich rodem z Instagramu. 

Przy okazji, na wszystkich brwiowych zdjęciach widzicie maskarę Cat Lashes. 

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

Catrice, Slim'matic Ultra Precise Waterproof

I jako bonus dodaję tutaj szybką recenzję kredki do brwi Catrice. Gdy robiłam zestawienie produktowe, nie miałam jeszcze okazji używać tej właśnie kredki, dlatego zdjęcie będzie odbiegać od stylistyki całej reszty. Mam jednak nadzieję, że Wam to nie przeszkadza. O całej kolekcji możecie poczytać tutaj. Kredka Slim'Matic Ultra Precise Waterproof mnie oczarowała, ale niestety na krótko. Dlaczego? Już tłumaczę. Jest genialna! Fantastycznie wygląda na brwiach, ma przepiękny kolor, który idealnie wpisywał mi się do mojej fryzury, do tego kosztuje zaledwie 12.99zł. Z jednej strony zakończona została wygodnym grzebyczkiem, który świetnie wyczesuje nadmiar produktu. Produktu, który jest tak niewydajny, że po prostu szok. Poużywałam jej dwa tygodnie! Dwa tygodnie i po kredce. No... chyba nie o to chodzi. Nawet przy tak niskiej cenie, to nie o to chodzi! Znika w ekspresowym tempie i bardzo mi się to nie podoba.Dlatego mimo fajnych właściwości, jestem na nie. 

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

najlepsze-kredki-do-brwi-zoeva-nabla-golden-rose-sephora-burberry-catrice-anastasia-beverly-hills-soap-and-glory

Która z nich podoba się Wam najbardziej? Macie swoje ulubione kredki do brwi?
Koniecznie dajcie mi znać w komentarzach!

MAKE-UP MENU: Paletka Naturally Matt marki Affect

$
0
0
affect-naturally-matt-karolina-matraszek-paletka-makijaz-dzienny


Dzisiejszy makijaż sponsoruje nowa paletka cieni :)

Kiedy w moje ręce wpadła paletka Naturally Matt, marki Affect, która powstała przy współpracy z Karoliną Matraszek, moje serce zabiło znacznie mocniej, niż zazwyczaj. W środku znajduje się 10 cieni totalnie matowych, o bardzo przyjemnej konsystencji i piekielnie dobrej pigmentacji. Beże i brązy nigdy mi się nie znudzą i zawsze będę je kochać najbardziej na świecie (zaraz obok błyszczących złotek).

affect-naturally-matt-karolina-matraszek-paletka-makijaz-dzienny

affect-naturally-matt-karolina-matraszek-paletka-makijaz-dzienny

Najlepsze jest jednak to, że da się tą paletką stworzyć zarówno lekki, naturalny makijaż, poprzez makijaż dzienny, odrobinę mocniejszy po taki, który nada się na wieczorne wyjście. Cienie pięknie się ze sobą blendują, nie zlewając w jedną plamę, ale tworząc spójną całość. Jestem zaskoczona ich jakością. W dzisiejszym makijażu użyłam prawie samych cieni z paletki, miksując dwa beżowe cienie M-0102 oraz M-0106 i nakładając je na ruchomą powiekę. Następnie cieniem M-0103 zaznaczyłam załamanie powieki. Cieniem M-1008 (chyba im się pomyliła numeracja) dodałam głębi spojrzeniu i dopracowałam załamanie oraz zaznaczyłam dolną powiekę. Na koniec zagęściłam linię rzęs przy pomocy odcienia M-0104. Rzęsy wytuszowałam mascarą Cat Lashes od Burberry. 

affect-naturally-matt-karolina-matraszek-paletka-makijaz-dzienny

affect-naturally-matt-karolina-matraszek-paletka-makijaz-dzienny

Paletka kosztuje 98zł i dostaniecie ją pod tym linkiem.

affect-naturally-matt-karolina-matraszek-paletka-makijaz-dzienny

affect-naturally-matt-karolina-matraszek-paletka-makijaz-dzienny

Uprzedzę też Wasze pytania, bo na pewno w przeciwnym przypadku padłoby ich całe mnóstwo, zupełnie jak na Instagramie. Dostałam od Was sporo komentarzy odnośnie kolczyków, a jeszcze więcej wiadomości do szufladki. Dlatego, podzielę się z Wami tą tajemną wiedzą, skąd są i jak wyglądają z bliska. No i czy warto. Obie pary zamówiłam na stronie internetowej Happiness Boutique, która ma w swojej ofercie całkiem sporą ilość ładnej biżuterii.

affect-naturally-matt-karolina-matraszek-paletka-makijaz-dzienny

Tak wygląda para, która w zestawie ma asymetryczne kolczyki. Jednym z nich jest taki mniejszy, wyglądający zupełnie normalnie, a drugim jest nausznica - moja miłość. Kocham nausznice i chyba nie przestanę. A że jestem fanką błysku, to ta wpada idealnie w moje gusta. Są zrobione z pozłacanej, najwyższej próby srebra. Dla mnie to bardzo istotne, bo niestety mam alergię na sztuczną biżuterię, która barwi mi skórę na zielono. Dlatego zawsze zwracam na to uwagę.

affect-naturally-matt-karolina-matraszek-paletka-makijaz-dzienny

Drugą parą, na jaką się skusiłam, są takie trójkąciki z perełką. Dość sporej wielkości, ale łączą w sobie złoto i perły, które bardzo lubię. Te natomiast są wykonane z antyalergicznego materiału, który został pozłocony na najmodniejszy odcień złota - rose gold. Są zdecydowanie bardziej eleganckie i kobiece, niż wcześniejsza para, która należy raczej do młodzieżowych.

Biżuterię z Happiness Boutique poznałam kiedyś na Instagramie i wpadła mi w oko. Zagadałam gdzie trzeba i mam dla Was 10% zniżki :) Podczas zamówienia wpiszcie kod kotmaale a każde zamówienie powyżej 19 euro zmniejszy swoją ostateczną cenę o właśnie 10%. 

A na koniec chcę Wam jeszcze dodać, że tak sobie pomyślałam, że jeden makijaż tygodniowo, to dla mnie za dużo - nie jestem w końcu wizażystką. Nie chcę jednak w pełni rezygnować z mojego Makeup Menu i wprowadzam u siebie w kalendarzu zasadę, że makijaż pojawiać się będzie dwa razy w miesiącu. I dla mnie będzie to odpowiednia ilość czasu, a i Was nie zamęczę, czy nie zanudzę.

affect-naturally-matt-karolina-matraszek-paletka-makijaz-dzienny

Poprzednie Makeup Menu możecie poczytać tutaj: 

Podoba się Wam ta paletka? Co o niej sądzicie?
Dajcie mi znać w komentarzach, czy lubicie takie delikatne makijaże :) 

Wiosenna wishlista

$
0
0

MAŁA WISHLISTA


Miała być mała, ale jakoś tak, jak na to wszystko patrzę, to wcale się taka mała nie zrobiła... W każdym razie, razem z Agnieszką aGwer rozmawiałyśmy ostatnio na temat naszych planów zakupowych i wyszło na to, że wspólnie planujemy taki post na blogu. W związku z czym, postanowiłyśmy że opublikujemy je w tym samym dniu. #bestfriendshipever

To co ostatnio mnie wyjątkowo zachwyca, to dodatki do domu (czyli tak naprawdę do zdjęć). I dzisiaj, odbiegnę dość mocno od głównego tematu mojego bloga, czyli urody i kosmetyków. Przejadłoby się Wam pewnie, gdybym znów dała znać, co kosmetycznego mogłoby wpaść do moich zbiorów. Dzisiaj powiem tylko o kilku kosmetykach, nie będę się rozwodzić nad wszystkim, co bym tak naprawdę chciała.

Jedną z piękniejszych rzeczy, jakie ostatnio widziałam jest ta jedwabna apaszka Fular Bordeaux od Aeterie. Marzy mi się to cudo już od dłuższego czasu i czuję, że byłabym z niej niesamowicie zadowolona. To taki kobiecy akcent, którego jeszcze nigdy nie miałam okazji sprawdzić u siebie, ale sądzę, że wspaniale wpisałby się w mój styl.  Z takich wizerunkowych dodatków, spodobała mi się ostatnio japońska marka biżuteryjna Tasaki. Zwłaszcza ich kolekcja danger, która łączy w sobie złoto i perełki, które bardzo lubię. Szkoda, że na stronie nie podano żadnych cen. Ale może to i dobrze, że nie wiem, że mnie na nie nie stać ;)

Marzy mi się też taki ceramiczny kubek agaf design zdobiony złotem. Co prawda, wcale nie musi być zdobiony prawdziwym złotem, bo przez to kosztuje całe 195zł, co jest dla mnie ceną nie do pomyślenia, jak za kubek. JEDEN. KUBEK. Z drugiej strony, patrzę na niego, patrzę i napatrzeć się nie mogę. No cudny jest. Nikt mi nie powie, że nie. Dodatkowo robiony jest całkowicie ręcznie i w Polsce.
Do kubeczkowego kompletu przydałaby mi się ta złota łyżeczka ze sklepu Helen House. Wiem, ze to pierdoła, ale już oczami wyobraźni widzę, jak ślicznie wygląda na fotkach.

Do domu przydałaby mi się liściasta pościel. Mam ostatnio, tak jak wszyscy, fazę na różnego rodzaju listki i inne pierdoły, więc taka pościel po prostu idealnie wpisuje się w moje gusta. Do dostania w H&M Home, czyli w sklepie, którego nie ma w Szczecinie. Pozdrawiam :)
Gdybym jednak tam zawędrowała, to na pewno zwróciłabym jeszcze uwagę na tę złotą tacę. Drzemie w niej ogromny potencjał! No i jest ładna. Tyle mi wystarczy.


Miało nie być kosmetyków, ale jakoś tak wyszło, że mam ich teraz w głowie tylko kilka, więc nie zawalę Was mnóstwem makijażowych zachcianek. Tak naprawdę, to mam kosmetyków już za dużo. Sama się na tym łapię, że nie mam gdzie chować moich ulubionych, a szminek mam już zdecydowanie więcej, niż ustawa przewiduje. 

A to moje kosmetyczne, czasami zagraniczne łupy, które mam nadzieję w najbliższym czasie zrealizować:
a) korektor Tarte, Shape Tape, czyli coś co znane jest Wam pewnie doskonale. Opanował YouTube, opanował blogi - chcę i muszę go mieć. Aczkolwiek, ciągle się go obawiam. Jest to mocno kryjący korektor (yaaaas!), ale o zastygającej formule (naaah), więc może się okazać zbyt wysuszający w moje okolice oczu. Takie korektory bardzo mnie postarzają i wyglądam przez nie na +10 lat. Dlatego zakup jeszcze przemyślę. Trzy razy. 

b) Stila Magnificent Metals Glitter & Glow Liquid Eye Shadow w którymkolwiek, złotym kolorze. Koszt takiego jednego przyjemniaczka, to 24$ plus podatek i przesyłka, więc mało niestety, to to nie jest. Aczkolwiek, biorąc pod uwagę, że kocham wszystko, co się błyszczy, myślę że bym tę cenę przełknęła. 

c) Giorgio Armani Power Fabric, to podkład, na który mam ochotę. Już w poście o tym, jakie luksusowe kosmetyki kupować, a na jakie się nie napalać - napisałam Wam, że podkłady, to moja bajka. Jestem w stanie wydać naprawdę wiele za to, żeby cera wyglądała naturalnie i pięknie. Bardzo zależy mi na efekcie drugiej skóry, ale nie znalazłam jeszcze ideału, który równocześnie rozświetlałby mi cerę, nawilżał ją i miał matujące właściwości w strefie T. Ale dowaliłam, nie? :D Może kiedyś taki podkład znajdę, aczkolwiek Power Farbic zbiera mnóstwo pozytywnych recenzji, więc mam ogromną ochotę go sprawdzić. Z uwagi na jego cenę (ponad 250zł), najpierw przetestuję próbkę. 

d) Benefit, Hoola Lite. Nie potrzebuję kolejnego bronzera. Mam ich w kolekcji całe mnóstwo. Ulegam jednak tym wszystkim zachwytom na YouTubie i po prostu go chcę. Poza tym, z Benefitem mam jakieś takie speszyl wspomnienie. Hervana była pierwszym różem, takim droższym, na jaki sobie pozwoliłam i bardzo dobrze go wspominam. Także - love!

Już poza kosmetycznie, mam ochotę na przykład na Kindle, Paperwhite 3. O zakupie czytnika marzę już od dłuższego czasu. Takiego dłuższego, dłuższego. I mam nadzieję, że w końcu uda mi się go złapać. Przestałam czytać tyle, ile czytałam kiedyś i zrzucam to na ciężkie książki, których nie chce mi się ze sobą nigdzie zabierać przez ich wagę. Kindle małym wydatkiem niestety nie jest. 

No i buty, choć w tej kwestii totalnie każualowo. Mam ochotę na buty, z których śmiałam się od lat i nie rozumiałam, jak je można nosić. No cóż, można by powiedzieć, że Typowa ze mnie Ala. Najpierw coś hejtuję i się z tego nabijam, a potem przychodzi moment, w którym stwierdzam, że chętnie bym sobie taką rzecz kupiła. No i teraz przyszła kolej na espadryle. Co prawda, nie są takie ekstremalne, jakie można zobaczyć czasami, aczkolwiek, jest w nich coś co mnie obrzydza i zachwyca jednocześnie. Modele, które Wam prezentuje są dostępne na stronie Renee Shoes, bo nie wydam na takie kapciochy więcej niż jestem w stanie pomyśleć. Chociaż, oryginalne Chanelki, na których są one wzorowane, chętnie zobaczyłabym pod choinką. Żoną Hollywood jednak nie jestem, więc zadowolę się sztuczną skórą, która na bank obetrze mi stopy. #fucklogic 

Zajrzyjcie też koniecznie na bloga aGwer, bo ona dzisiaj też pisze o swoich marzeniach kosmetycznych i nie tylko. 

A teraz, koniecznie dajcie mi znać, czy mamy podobne marzenia :) Macie ochotę na jakieś nowości?
Dajcie znać w komentarzach! 

O tym, dlaczego blogowanie jest dla mnie ważne || Orange LOVE

$
0
0

Kiedy poproszono mnie o przybliżenie Wam akcji Orange LOVE, od razu wiedziałam o czym będę chciała Wam napisać. To, że Internet i kontakt w świecie online jest dla mnie ważny na pewno wiecie doskonale. Dzisiaj powiem Wam jednak, dlaczego tak jest.

Łatwiejszy kontakt z bliskimi na co dzień

Wiecie co, dziewczyny? Cztery lata temu, zakładając bloga, nie sądziłam, że kiedykolwiek stanie się on dosłownie moim miejscem w sieci, moim albumem, ale i jednocześnie, moją historią, którą pokazuję dzięki Internetowi. Blogowanie i to, że mogę istnieć online, pozwala mi szerzyć miłość do kosmetyków. 

I Was traktuję, jak moich bliskich. Możemy przecież tutaj sobie porozmawiać, o czym chcemy. Tym bardziej, że ostatnio zaczęłam publikować też trochę treści dotyczących nie tylko urody, ale i moich przemyśleń na tematy totalnie życiowe. Jak w rodzinie, możemy sobie rozmawiać o głupotkach, ale i radzić na poważniejsze tematy. I gdyby nie Internet, nie byłoby nas tutaj.

Kolekcjonowanie wspomnień

Moje wszystkie profile w mediach społecznościowych, traktuję jak album ze zdjęciami. Taki, do którego siada się wspólnie z babcią i słucha historii na temat zapomnianych już członków rodziny, czy zabawnych sytuacji, uwiecznionych na kliszy aparatu. Świat, który nas otacza, to miejsce pełne elektronicznych plików. Łatwo je kategoryzować, przerzucać z dysku na dysk i zapominać o tym, co się tam znajduje. 

Internet daje mnóstwo pola do popisu, ale oprócz tego, że na co dzień trzymam wszystkie moje pliki w chmurze (nauczyłam się niestety na własnym błędzie), to lubię być na bieżąco z tym, co dzieje się na świecie. Nie tylko w myśli globalnej, ale też w tym "moim"świecie. Świecie marketingu, świecie tego dokąd zmierzają social media, nowinek technologicznych, urodowej blogosfery. 

Dzień zaczynam od przejrzenia tego, co się dzieje. Zawsze jako pierwsze odsłuchuję wiadomości na Snapie od przyjaciółki, zaspana życzę jej miłego dnia i zabieram się do pracy. Przeglądam maile, odpisuję najszybciej na te najważniejsze, resztę wciskam w kalendarz. Potem szybka rundka po Facebooku, przejrzenie aktualności i przeskok na Instagram, żeby trochę pocieszyć oko pięknymi kadrami i powzdychać do zdjęć porannej kawy. 

A wieczorami, gdy już skończę robić wszystko, co zaplanowałam na mojej liście "to do", włączam sobie swój ulubiony serial albo dzwonię do przyjaciółek, żeby pogadać sobie o tym, co słychać. Nie wyobrażam sobie już mojego życia bez Internetu, czy bez telefonu. Stały się one nieodłączną częścią mojego życia i podejrzewam, że Waszego również. 

Wiecie za co lubię to, że mam te moje kanały w social mediach? 

Nie żyję zbyt mocno na moim prywatnym profilu na Facebooku. Nie przepadam za dzieleniem się każdym aspektem mojego życia ze znajomymi. Jakoś tak się stało, że zarówno świat blogosfery urodowej stał się dla mnie ważniejszy, jak również - ekshibicjonizmu w sieci wystarczy mi na tyle, na ile pokazuję się Wam na blogu. Mimo to, gdy wieczorem łapie mnie chwila refleksji, lubię sobie przejrzeć stare fotki. Zobaczyć progres, jaki poczyniłam w kwestii robienia zdjęć. Pośmiać się z tego, że kiedyś dane kadry wydawały mi się ładne. No i powspominać fajne sytuacje, blogerskie spotkania, wspólne wyjazdy, godziny rozmów, które uwieczniłam na fotkach.

Zbieractwo emocji

Czas ze znajomymi można spędzać na wiele różnych sposobów, od wyjścia na miasto, po wspólne oglądanie internetowych głupotek. Wiecie dobrze, że w blogosferze udało mi się znaleźć przyjaźń. Ale nie taką, na papierku. Taką prawdziwą. Niejednokrotnie spotykamy się z Agą by nadrabiać zaległości, czy po prostu dobrze się bawić.

Nie wyobrażam sobie już mojego życia bez Internetu. Takie życie 24/h w wirtualnym świecie może zmęczyć, ale może też dawać wiele radości. Emocje, które jesteśmy w stanie przekazać światu, jak i te które świat daje teraz nam, są częścią życia. Prawda zbiera największe grono odbiorców.


Warto więc inwestować siebie w miejsce, które tworzymy z pasją. Bo wiem, że ja tutaj jestem dla Was, ale też Wy dla mnie. Dlatego cieszy mnie, że Orange wychodzi na przeciw moim oczekiwaniom i pozwala na swobodny kontakt z bliskimi za niewielkie pieniądze. 

Dzięki temu wszystkiemu, mogę być bliżej tego, co naprawdę kocham. 

Marmurkowe paznokcie na dwa sposoby - Chiodo

$
0
0
chiodo-marmurowe-paznokcie

Paznokciowy post miał pojawić się wczoraj, ale wiecie co? Zalegałam przed Netflixem i obejrzałam kilka produkcji. Teraz czaję się na nowy serial, chociaż mam ten sam problem, co zawsze. Zanim zacznę coś oglądać, za każdym razem nie chcę tego robić, bo... nie lubię oglądać pierwszych odcinków i się wkręcać. Wolę już wiedzieć, o co chodzi. Jednak, przemogę się i tym razem, i rozpocznę nowy serial. Macie jakieś polecenia?

Chcę Wam dzisiaj opowiedzieć o mojej metodzie robienia paznokci marmurkowych i w związku z tym, że udało mi się je nosić kilkukrotnie w ostatnich miesiącach, myślę że śmiało mogę Wam polecić kilka metod na ich zrobienie. 

Generalnie, nie potrzeba Wam w tym przypadku kilku kolorów. Będę jednak szczera i powiem Wam, że szary się przydaje, bardzo. Oczywiście można go uzyskać ze zmieszanych odcieni bieli i czerni, ale po co się męczyć, jak można użyć już gotowy kolor, który w stu procentach satysfakcjonuje Wasze oko? No właśnie. 

Jakich produktów użyłam? 
Chiodo, Primer bezkwasowy - to moje odkrycie ostatnich miesięcy. Kocham ten produkt. Sprawdza się fenomenalnie i faktycznie przedłuża trwałość manicure.
Chiodo, lakiery z serii PRO, biały 001 White oraz 045 Black Clasic
Chiodo lakiery z serii Pro Soft o numerach 251 Still Grey i 252 Grey for the day, czyli jaśniejsza i ciemniejsza szarość.
No i oczywiście baza plus top.

chiodo-marmurowe-paznokcie

Muszę Wam jednak koniecznie wspomnieć o tym, że lakiery z serii Pro Soft oraz PRO różnią się od siebie swoimi właściwościami. Seria Pro Soft jest taką hybrydą, do jakiej jesteśmy przyzwyczajone, czyli taką która łatwo schodzi przy odmaczaniu w acetonie. Ma też mniejszy pigment. Seria PRO, to hybryda o właściwościach żelu, przez co należy ją spiłować w znacznie większej ilości, niż tylko warstwę topu. Przyspiesza to proces ściągania i tak naprawdę wychodzi na plus, bo paznokcie nie mają przesadnie długiej randki z removerem. Trzeba tylko uważać i mieć wprawną rękę, żeby samej sobie nie zrobić krzywdy i nie spiłować paznokcia. Za to jaki bije od nich pigment! O mamo, naprawdę warto się im przyjrzeć. Już jedna warstwa wystarczy w zupełności! 

Marmurki na paznokciach to jedna z najprostszych rzeczy, jaką możecie sobie wymarzyć. Ważne jest jednak to, aby ich nie przekombinować. Im mniej będziecie się przy nich starać, tym lepiej! 
Paznokcie pokryłam dwoma cieniutkimi warstwami białego lakieru, a następnie przeszłam do malowania zdobień. I serio, im mniej będziecie się w tej kwestii starać, tym ładniejszy marmur Wam wyjdzie. Najpierw zrobiłam kilka bohomazów dwoma szarościami, które według mnie idealnie komponują się z efektem marmuru. Następnie cieniutkim pędzelkiem domalowałam kilka czarnych kresek. Nie przepadam za tym, żeby było ich zbyt wiele, więc odradzam to też Wam. Kilka, cieniutkich, malutkich, wyznaczających jakieś kontury w zupełności wystarczy. Zdecydowanie lepiej jest w tej kwestii grać i bawić się szarościami. Na to top i gotowe. Nie uwierzycie, ale takie zdobienie zajmuje mniej niż 5 minut. 

chiodo-marmurowe-paznokcie

Przedstawiam Wam dzisiaj propozycję podania z jasno-niebieskim odcieniem lakieru. Wcześniej nosiłam marmur w kombinacji z szarością, ale nie cyknęłam temu zbyt zadowalających mnie fot. Dlatego odsyłam Was do zdjęcia z Insta aGwer - klik, gdzie zobaczyć możecie takie połączenie kolorystyczne.

Podobają się Wam marmurowe paznokcie? Robiłyście już swoje własne?

Azja pod lupą: Pielęgnacja z marką COSRX

$
0
0
koreanskie-kosmetyki-cosrx-sluz-slimaka-peilegnacja-azjatycka-aloesowy-zel

Spory czas temu informowałam Was na moim InstaStories, że dotarło do mnie zamówienie ze strony Jolse.com. Tym razem skusiłam się na trochę kosmetyków COSRX, które dziś chcę Wam pokazać z bliska. Jeśli w ogóle zastanawiacie się, skąd wzięła się nazwa tej marki, to podpowiem tylko, że niewiele ma to wspólnego z trygonometrią. Otóż COSRX jest połączeniem COS, czyli Cosmetics oraz RX, czyli Prescription (recepta). Filozofią marki jest fakt, aby ich składy były możliwe najkrótsze, a działanie możliwie najlepsze z możliwych. Nie inwestują zbyt wiele w reklamę, a ich produkty i tak zdobyły niemałe zainteresowanie wśród świadomych konsumentek. Dzisiaj pokażę Wam kilka produktów tej marki, które testuję od dłuższego czasu. Nie jest to jednak koniec azjatyckich testów, tak jak Wam zapowiadałam. Tego zakątka kosmetycznego świata będzie u mnie znacznie więcej. 

Aloesowy żel COSRX ALOE VERA OIL-FREE MOISTURE CREAM, to produkt, który testowałam najintensywniej, ponieważ był nowością w mojej kosmetyczce. Nigdy go jeszcze nie miałam, ale z przyjemnością sprawdziłam jego właściwości. Niestety, nie spełnił moich oczekiwań w zupełności, aczkolwiek - jest fajny. A na pewno lepszy, niż ten znany już Wam pewnie żel aloesowy z Holika Holika, którego skład potrafi uczulić i wysypać niejednego alergika. Uważajcie więc! W każdym razie, ten przedstawiony Wam dziś, to produkt który prócz aloesu (80%)  na początku swojego składu, ma w nim jeszcze dodatkowe składniki nawilżające i nieobciążające skórę. Przede wszystkim kwas hialuronowy i alantoina, które mają wygładzać i nawilżać skórę. Sam aloes jest składnikiem bardzo nawilżającym, głównie przez zawartość aminokwasów i witamin. Produkt może być używany zarówno do twarzy, jak i do całego ciała. Ma żelową konsystencję i nabiera się go przy pomocy dołączonej do niego szpatułki. Szybko się wchłania, a zostawiony na noc w lodówce, daje przyjemny, chłodzący efekt - fajna sprawa po intensywnym imprezowaniu. Aczkolwiek, powiem Wam szczerze, że nie jest to produkt, dla którego zrezygnowałabym z reszty pielęgnacji. Jest ona dla mojej, wiecznie przesuszonej cery mieszanej, koniecznością. Dlatego radziłabym go używać raczej w formie dodatkowego kroku, niż jako produktu samodzielnego. 

koreanskie-kosmetyki-cosrx-sluz-slimaka-peilegnacja-azjatycka-aloesowy-zel

Emulsja z kwasami BHA, NATURAL BHA SKIN RETURNING EMULSION, to produkt, który oczyszcza skórę dogłębnie. Działa na zapchane pory i pomaga pozbyć się tak zwanej tekstury, czyli wspomaga działania mające na celu pozbycie się zaskórników. Wspiera ona również walkę z nadmiernym wydzielaniem się sebum. Emulsja ma charakter nawilżający, głównie przez składnik kwasu hialuronowego i może być używana, jako dodatkowy krok pielęgnacyjny zarówno rano, jak wieczorem. Z reguły odrobina produktu ląduje na waciku, którym przecieram całą twarz i szyję. Pięknie pachnie za sprawą olejków eterycznych zawartych w skórce pomarańczowej oraz wyciągu z drzewa herbacianego, które znane jest ze swoich właściwości kojących stany zapalne. Jest wolna od parabenów i innych, szkodliwych składników, które nie działają na korzyść cery.
Opakowanie 100ml jest wydajne i starcza na spory czas używania. Wyposażono je w wygodną pompkę, która dozuje optymalną ilość produktu. Szybko się wchłania i nie pozostawia lepiej warstwy na skórze. Lubię jej używać, gdy moja cera nie ma się zbyt dobrze. Mogę wtedy liczyć na natychmiastową pomoc w walce z niespodziankami, które funduje mi organizm raz w miesiącu. 

koreanskie-kosmetyki-cosrx-sluz-slimaka-peilegnacja-azjatycka-aloesowy-zel

koreanskie-kosmetyki-cosrx-sluz-slimaka-peilegnacja-azjatycka-aloesowy-zel
/od lewej: BHA, esencja ze śluzem ślimaka, żel aloesowy/ 

Esencja ze śluzem ślimaka, ADVANCED SNAIL 96 MUCIN POWER ESSENCE, to produkt, który zawiera aż 96% filtratu z mucyny ślimaka. Co to znaczy? To po prostu śluz ślimaka, który zbierany jest w cywilizowanych warunkach - to ważne! COSRX nie podrażnia ślimaków ani nie razi ich prądem, żeby te, w stresie, produkowały więcej śluzu. Małe ślimaki suną sobie po siatce, z której zbierany jest później ich śluz. Śluz ślimaka, to produkt całkowicie naturalny i bardzo bogaty. W jego składzie znajduje się alantoina (działanie łagodzące), kolagen i elastyna (działanie nawilżające i uelastyczniające), kwas glikolowy (kwas AHA, który spłyca zmarszczki i hamuje rozwój trądziku), kwas hialuronowy (który poprawia gładkość i stymuluje skórę) oraz peptydy, enzymy, cynk, żelazo, itp. Mimo tego, że jest to składnik całkowicie naturalny, może uczulać - dlatego zalecam Wam dziewczyny, żeby zrobić najpierw test skórny.
Ja, mimo tego, że mam mnóstwo uczuleń na mnóstwo rzeczy - nie odnotowałam żadnych działań niepożądanych. Wręcz przeciwnie, produkt ten niesamowicie wycisza i uspokaja moją skórę. Szybko się wchłania i nie pozostawia lepkiej warstwy. Używam go rano i wieczorem, choć podczas tej kończącej dzień pielęgnacji, pozwalam sobie na większą ilość tego produktu lub maseczkę, o której piszę Wam poniżej. To fantastyczny produkt. Nie bójcie się  jego zapachu - bo zwyczajnie go nie ma. Co prawda, konsystencja jest przypominająca odrobinę białko jajka, potrafi się ciągnąć, ale nie utrudnia to aplikacji. Jeśli jesteście w stanie przeżyć to, że ciągnący się glutek jest odrobinę obrzydliwy - skóra podziękuje :)

koreanskie-kosmetyki-cosrx-sluz-slimaka-peilegnacja-azjatycka-aloesowy-zel

koreanskie-kosmetyki-cosrx-sluz-slimaka-peilegnacja-azjatycka-aloesowy-zel

Maseczka w płachcie ze śluzem ślimaka HOLY MOLY SNAIL MASK, to jednorazowa maseczka w płachcie, jakich na koreańskim rynku kosmetycznych można znaleźć wiele. Z tak dobrym składem jednak można ich szukać ze świecą. Znajdziecie w nim między innymi czerwony żeń-szeń, ekstrakt z oleju z kamelii oraz oczywiście, śluz ślimaka. 
Stworzona została ze sztucznego jedwabiu, który nasączono całym mnóstwem dobroczynnych składników. Maseczka dosłownie ocieka tymi produktami. Uważajcie więc przy aplikacji na twarz, ponieważ nieraz zdarzyło mi się ubabrać ubranie i wszystko dookoła. 15 minut z tym cudakiem na twarzy w zupełności wystarczy. Po zdjęciu maseczki, skóra jest wyraźnie bardziej nawilżona i odżywiona, a przede wszystkim napięta. Resztką produktu smaruję skórę szyi oraz dekoltu. 

koreanskie-kosmetyki-cosrx-sluz-slimaka-pielegnacja-azjatycka-aloesowy-zel

Podsumowując, muszę Wam powiedzieć, że koreańska pielęgnacja ma moc. Nie ukrywam, że kiedyś podchodziłam do niej bardzo sceptycznie i nie sądziłam, że kiedykolwiek przekonam się do jakiegokolwiek kosmetyku ze śluzem ślimaka. Teraz uważam, że to jedna z lepszych rzeczy, jakie mogłam włączyć do mojego rytuału. 

O koreańskiej pielęgnacji możecie też poczytać w postach o:

Używacie jakiejś koreańskiej pielęgnacji? Co sądzicie o produktach COSRX? 
Dajcie znać w komentarzach! 

MAKEUP MENU: PINK is LIFE

$
0
0

Przygotowuję dla Was całe mnóstwo postów na najbliższe tygodnie i tak sobie pomyślałam, że w związku z tym, że powstał już wpis o samych różowych kosmetykach, którego możecie spodziewać się w najbliższym czasie, fajnie by było stworzyć przy ich użyciu makijaż. 

Mam ostatnio świra w głowie na punkcie różu. Lubię z nim przesadzać, z premedytacją. Podoba mi się ten efekt i nie mam zamiaru udawać, że przechodzę koło tego koloru obojętnie. 

Dzisiaj przepis na look ze zdjęcia! 


Do makijażu twarzy użyłam próbki kremu BB Lioele, Triple The Solution BB Cream. Starczył mi na kilka użyć i już wiem, że się zakochałam. Ma lekką konsystencję, przyjemne krycie i wygląda na mojej buzi fenomenalnie przez cały dzień. Na pewno skuszę się na pełne opakowanie.  

Pod oczami korektor z Artdeco , do którego wracam od czasu do czasu i wciąż twierdzę, że jest całkiem spoko. Przypudrowałam wszystko sypkim pudrem z Laura Mercier, który na pewno jeszcze doczeka się recenzji. 


Na policzki powędrowała duża ilość różu NARS, w kolorze Bumpy Ride. Zachwycałam się nim już wiele razy i zrobię to ponownie. Jest prześliczny i wygląda fenomenalnie na policzkach. Same z resztą widzicie, że jest jasny i pięknie odbija światło. Daje lekki woal koloru, bardzo dziewczęcego. Jestem nim oczarowana. 

Na powieki nałożyłam mieszankę cieni z paletki Sweet Peach. Na ruchomej powiece wylądował cień brzoskwiniowym kolorze Peaches 'n Cream, a na środek powieki i wewnętrzny kącik nałożyłam na mokro odrobinę Nectar. W załamaniu powieki roztarłam cień Candied Peach i rozblendowałam nim też brązowy cień Puree na dolnej powiece. Na linii wodnej nałożyłam kredkę Brownie od Marca Jacobsa, która jest moim ulubieńcem. Pisałam Wam o niej już kiedyś tutaj.
Na górnej linii rzęs roztarłam lekką chmurkę Puree, by pogłębić efekt pełniejszych rzęs. Wytuszowałam je solidnie jedną warstwą mojego ulubieńca, czyli maskary Cat Lashes od Burberry. 

Na usta nałożyłam cienką warstwę pomadki z L'Oreala, Color Riche w kolorze 103 Blush in a rush, ale nie spodobał mi się matowy efekt, więc wklepałam w nią jeszcze odrobinę pomadki z Sephory, Rouge Shine w kolorze 51, która dała mi trochę błyszczące wykończenie. 




Już kilka makijaży z serii MAKEUP MENU pojawiło się na blogu i możecie je obejrzeć tutaj:
> O czerwonych ustach z najnowszą pomadką Smashbox, Always on liquid lipstick 
> O naturalnym makijażu z wykorzystaniem paletki Affect, Naturally Matt
> O odważnym makijażu w kolorze wina

Jak Wam się podoba taka propozycja?

Artdeco, seria makijażu do zadań specjalnych - mocno kryjący podkład i kolorowe korektory

$
0
0
artdeco-full-coverage-kryjacy-podklad-korektory-kolorowe

Linia maskująca niedoskonałości od Artdeco, to temat dzisiejszego wpisu. Nowy podkład Liquid Camouflage Full Cover Foundation, to produkt wysoce kryjący. Chciałabym Wam powiedzieć, czy rzeczywiście warto w niego zainwestować, ale niestety... same widzicie w swatchu poniżej, że kolory w tej serii znacząco odbiegają od tego, czego oczekiwałabym od podkładu. Odcień 12 Light Apricot, to niestety jakiś mały dramacik. Niby najjaśniejszy, niby chłodny, a na twarzy tworzy po prostu pomarańczkę.

artdeco-full-coverage-kryjacy-podklad-korektory-kolorowe

Powiem Wam więc tylko to, co zapewnia producent. Kosmetyk ten ma pomagać zamaskować wszelkie niedoskonałości, jednocześnie nie tworząc efektu maski. W efekcie ma gwarantować idealną, naturalnie wyglądającą cerę. Jego atutem ma być oporność na wysokie temperatury.  Kolor, który tutaj widzicie, to najjaśniejsza barwa, 12 Light Apricot o tonacji chłodnej.

artdeco-full-coverage-kryjacy-podklad-korektory-kolorowe

Mogę się za to wypowiedzieć na temat kolorowych korektorów, które mają być pomocne podczas maskowania mocnych przebarwień na skórze. Ich jedynym mankamentem jest to, że występują w formie temperowanej kredki. ŻÓŁTY to kolor, który pomaga ukryć przebarwienia oraz ciemne plamy. Dobrze więc się nadaje się do zakrywania cieni pod oczami oraz przebarwienia potrądzikowe. POMARAŃCZOWY, to kolor wspomagający walkę z fioletowymi zasinieniami pod oczami. ZIELONY neutralizuje kolor czerwony, który jest odpowiedzialny za wszystkie naczynka, rumieniec i wypryski.

artdeco-full-coverage-kryjacy-podklad-korektory-kolorowe

Produkty te są kremowe i pięknie się blendują. Szczególnie ukochałam sobie odcień pomarańczowy, który pomaga mi zniwelować cienie pod oczami, w dolinie łez.

Chciałabym wypróbować podkład, ale musicie mi wybaczyć, nie potrafię nałożyć takiego koloru na moją twarz. Nie ma po prostu takiej opcji. Korektory natomiast bardzo polecam. Są naprawdę przyjemne i myślę, że odnalazłyby się w torbie każdego makijażysty.

Lubicie produkty Artdeco? Korzystacie na co dzień z kolorowych korektorów?
Dajcie mi koniecznie znać w komentarzach. 
Viewing all 356 articles
Browse latest View live